Siema, jest sprawa na poniedziałek!
Slackliner Alex
Mamy ziomka, slacklinera, kapkę na południe od Warszawy, gdzieś zaraz za Radomiem, w Ugandzie. Chyba najbardziej suchy region Polski, z tego co kojarzę. Ziomek ma na imię Alex i rozmawialiśmy ostatnio. Sympatyczny, wesoły ziom, na maksa utalentowany w wielu dziedzinach, ze skilem do slackline nieprzeciętnym. Stworzył grupę cyrkowo-artstyczną z młodych dzieciaczków, którym pomaga się rozwijać, zjeść i mieszkać. No ale to jednak kawałek za Warszawą, w Kampali, w slumsach. Mało tam mają wody, jedzenia, a domki głównie gliniane stawiają. Tak sobie pomyślałem, że gdyby każdy z nas po monecie malutkiej rzucił, to nikomu by za bardzo nie ubyło, a zdolne dzieciaczki spod Radomia dostałyby niewielkie od nas wsparcie.
Post scriptum 1
Ta inicjatywa z mojej strony nie stała się tak po prostu. To był proces. Koleżka poprosił mnie o pomoc, nawet niekoniecznie materialną, nawet nie nachalnie, a ja odmówiłem. Wysłałem mu za to filmiki szkoleniowe. Podziękował szczerze, powiedział, że bardzo pomogłem. Wtedy, po jakimś czasie, usłyszałem dwa głosy.
Post scriptum 2
Nie musisz być slacklinerem albo wierzyć, że istnieje coś takiego jak slackline community. Myślę, że to po prostu fajna inicjatywa, żeby wspomóc Alexa i jego młodych cyrkowców, tym bardziej że covid ich na pewno bardziej dojechał niż nas.