Widok symbiozy sztuki ze sportem nie powinien napawać zdziwieniem.
Pytanie jak do tego doszło i co w zasadzie obserwujemy?
Ktoś powie, że to zwykły upadek i będzie miał tyle racji co zamieszczający komentarz „ładne kwiatki” pod „Słonecznikami” Vincenta.
Sięgnijmy więc nieco głębiej. Sięgnijmy do symbiotycznego tańca slacklinera i taśmy.
Symbioza na wysokości
Nieraz słyszymy stwierdzenia, że „taśma dobrze trzyma się pod stopą” albo że np. „jest nerwowa”. To z jednej strony trochę tak, jakbyśmy rozmawiali o klaczy, że narowista lub łagodna, ale takie bywają tu partnerki.
Z drugiej strony, to slackliner na pewno jest amantem zaczynającym miłosny taniec z taśmą. Jak mocniej ją nadepnie, ona wybije go do góry. Kiedy uda utratę równowagi, ta odpowie boczną falą. A jak z kolei napnie mięśnie, taśma zadrży. Ale to tylko początek widowiska, który slackliner zainicjował, wchodząc na taśmę. Później to on sam musi odpowiadać na jej dynamiczne cyrkulacje. I tak toczy się ten taniec. Partnerzy poznają się coraz lepiej. Coraz płynniej reagują na ruch drugiej strony. Każdy nawet mały gest staje się bardziej dopasowany i rytmiczny. Ich jedność zdaje się być dostrzegalna niczym lustrzane odbicie…
No właśnie! Może nie lustrzane, ale to co mamy przed oczami, to w pocie czoła wypracowane identyczne odzwierciedlenie czy też układ topograficzno-geometryczny. Ta niesamowita para tańczyła ze sobą wiele razy. Ich taniec zawsze był pełen harmonii, wdzięku i wzajemnego zrozumienia. Przepięknie się złożyło, że obserwowalna dramatyczno-ekwilibrystyczna figura taneczna została na kliszy uwieczniona…
I tu nasuwa się pytanie, kto ją w zasadzie zainicjował, a kto na zainicjowany ruch odpowiedział? Kto w tym momencie prowadzi, a kto podąża za partnerem? A może ten układ jest tak dopracowany, że para wykonuje go w jednym czasie, z zamkniętymi oczami?
A jeżeli taniec z taśmą Cię porwał i chciałbyś pójść dalej, próbując tańca na taśmie w parze. Czyli takiego tańca z żywym partnerem. Podstawy masz szansę podpatrzeć w linku powyżej.